niedziela, 9 października 2011

Karkonosze


Karkonoskie szlaki nie są może szczególnie forsowne, zdrowa osoba powie nawet, że są bardzo lekkie i łatwe. Tak się jednak składa, że przy moim stanie zdrowia pokonanie nawet łatwego szlaku w górach jest wielkim wyczynem. Zapewne w ogóle nie zdecydowałbym się na górską wędrówkę bez grupy towarzyszy, na których pomoc mogę liczyć i których nie drażnią moje ograniczenia i marne tempo marszu. No i bez brata, który wspiera mnie na każdym kroku i podnosi na duchu mówiąc w trudnych chwilach: „dasz radę”.

Droga z Karpacza na Przełęcz Sowią dała mi trochę popalić zwłaszcza, zwłaszcza, że przypuściliśmy szturm bezpośrednio po przyjeździe, więc po nieprzespanej nocy, dlatego z ulgą powitałem widok czeskiego schroniska, w którym spędziliśmy pierwszą noc.

Wszystkie trudy wędrówki całkowicie rekompensowały wspaniałe widoki.

Następnego dnia ze świeżymi siłami ruszyliśmy dalej w kierunku Śnieżki, którą niebawem ujrzeliśmy.

Nogi wprawdzie odmawiały mi posłuszeństwa, bo część podejścia była dla mnie ciężka, ale gdy zobaczyłem, że szczyt jest już naprawdę blisko, zawziąłem się. Powiedziałem sobie, że skoro doszedłem już tak daleko, muszę na Śnieżkę wejść, choćbym miał odgryźć własny język. Powolutku, oglądając się co chwilę za siebie na przebyty szlak ruszyliśmy do ostatniego szturmu. Okazało się, że widoki ze szczytu góry są bezcenne, dlatego warto było wleźć na samą górę, przecież głównie dla tych widoków każdy z nas tu wchodził. Niestety okazało się również, że skończył się towarzyszący nam dotychczas brak ludzi. Błoga cisza i spokój gór stały się przeszłością, zastąpił go gęsty tłum i gwar.

Szlak przez Przełęcz Sowią nie jest trudny dla zdrowych ludzi, jest jednak rzadko uczęszczany, bo turyści są wygodni i nie mają czasu, najchętniej jeździliby w góry samochodem. Dzięki temu to podejście na Śnieżkę zachowało klimat prawdziwego górskiego szlaku. Na Śnieżkę wiedzie z samego Karpacza brukowana droga, którą w każdy weekend wchodzi na górę około 10 tysięcy osób.

CDN