niedziela, 5 lutego 2012

Kanał Juranda w Malborku




Każdy kto uważnie oglądał zamek krzyżacki w Malborku mógł stwierdzić, że jest on niespotykanie wielki i rozległy, ale nie tylko to czyni go niezwykłym. Odwiedzającym go Chińczykom, Japończykom, Wietnamczykom, itd. kryterium wielkości w zupełności wystarcza, przyciąga ich sam fakt, że jest to największa na świecie kupa średniowiecznych cegieł. Przyjeżdżają więc i robią sobie fotki, żeby tę osobliwość zaliczyć.

















My jednak nie jesteśmy Chińczykami tylko Polakami i żyjemy w państwie, które kiedyś z państwem zakonnym sąsiadowało. Wiemy, że wielkość zamku wynika z tego, iż skupiał się w nim cały krzyżacki przemysł zbrojeniowy, odzieżowy, piwowarski, itd. Jednak nie tylko wielkość wyróżniała Malbork spośród wszystkich innych zamków krzyżackich. Prawie wszystkie inne zamki to proste, surowe i do bólu funkcjonalne warownie obronne. Chciałoby się powiedzieć - tak praktyczne w swej prostocie, że aż ponure. Nie ma w nich miejsca na żadne ozdoby, nic co by odstawało od codziennego życia średniowiecznego mnicha – rycerza. Zamek w Malborku taki  nie jest. Świadczą o tym liczne rzeźbione detale, a także liczne zbytkowne sale biesiadne z marmurowymi kolumnami, które do dziś przypominają o przepychu odbywających się w nich uczt.















Skąd taki przepych i skąd takie świeckie obyczaje u skromnych mnichów prowadzących przeważnie bardzo surowy tryb życia? Zapewne Krzyżacy chcieli olśnić swych gości i pozyskać nowych braci zakonnych. Wiadomo przecież, że mnisi nie rozmnażali się w sposób naturalny i jedynym sposobem na powiększenie liczby braci – rycerzy było werbowanie członków rodzin rycerskich z państw niemieckich lub z Francji. Gdyby więc taki młody kandydat na członka Zakonu obejrzał przed złożeniem ślubów taką warownię na przykład w Świeciu nie wiadomo czy chciałby te śluby później złożyć. Widząc natomiast krzyżacką stolicę przyćmiewającą bogactwem i wspaniałością jego rodzinną siedzibę decydował się łatwiej.
Niewątpliwie kompleks zamków krzyżackich w Malborku to duże osiągnięcie architektoniczne i inżynieryjne średniowiecznych budowniczych. Niewiele jednak osób zdaje sobie sprawę, że wysiłek włożony w zbudowanie zamku to mały pikuś w  porównaniu z wysiłkiem, który włożył Zakon w budowę Kanału Juranda, obecnie część tego kanału nazwali  Malborską Młynówką. Oczywiście Krzyżacy nazywali ten niewielki kanał inaczej, zbudowali go po to, żeby doprowadzić wodę do fos zamkowych. Liczył ten kanał, nadal zresztą istniejący, kilkadziesiąt kilometrów i Krzyżacy budowali go około 50 lat. Na Nogacie nie było wtedy śluz, które obecnie spiętrzają wodę. płynął więc znacznie niżej niż teraz i do zasilania fosy się nie nadawał. Poza tym poziom wody w Nogacie często się zmienił i był zależny od stanu wody w Wiśle.



 Doprowadzenie nim wody do Malborka z odległego jeziora wymagało precyzyjnych pomiarów uwzględniających  różnice poziomów. Przede wszystkim, żeby woda zechciała płynąć w pożądaną przez zakonników stronę trzeba było podnieść poziom wody w jeziorze. W średniowieczu!!! Nawet dzisiaj nie wydaje się to proste i łatwe. W dalszym biegu kanał pokonywał wzgórza, które trzeba było zniwelować, a w jednym miejscu został przeprowadzony ziemnym akweduktem nad doliną, której dnem płynie strumyk. Strumyk przepływa kamiennym przepustem 10 metrów pod kanałem. Krzyżacy spiętrzając wodę w kanale utworzyli kilka sztucznych jezior, dzięki spiętrzeniom woda płynąca do fosy zamkowej w Malborku napędzała po drodze 6 młynów.

Brak komentarzy: