piątek, 10 grudnia 2010

Mogilno. Klasztor bez mnichów



Nie jest wprawdzie tak wielki jak ten w Tyńcu, ale klasztor benedyktyński w Mogilnie pochodzi z tego samego okresu, czyli z XI wieku. Ma więc bardzo długą historię, sami Benedyktyni - nieco krótszą, bo wymarli śmiercią naturalną w pierwszej połowie XIX wieku, gdy władze pruskie zabroniły im naboru nowych członków.





 Kościół znajdujący się w klasztorze nieprzerwanie już od prawie tysiąca lat pełni funkcje parafialne i mimo dwukrotnej przebudowy klasztoru zachowała się większość oryginalnych kamiennych ścian kościoła, chociaż część z nich pokryto tynkiem. Odprawiane w nim nabożeństwa różnią się od nabożeństw w innych kościołach, w których brałem udział. Podczas porannej mszy, po noclegu w klasztorze (funkcjonuje tam hostel) zorientowałem się, że duża część jej uczestników to ludzie z różnych, czasami odległych miejscowości, którzy przyjechali do Mogilna tylko po to, żeby wziąć udział w klasztornym nabożeństwie.



Na pewno duży wpływ na niezwykłość nabożeństw ma wyjątkowa akustyka tego kościoła, ale chyba nie bez znaczenia jest fakt, że wszystkie te mury nasiąknięte są historią. Wywiera ona zapewne duży wpływ na uczestników nabożeństw i na prowadzącego je  księdza, tym bardziej, że przebywa on ciągle w klasztorze, bo tam znajduje się jego mieszkanie.
 Szczególnie intensywnie historia przemawia do człowieka w krypcie pod kościołem, w której znajduje się ołtarz nie zmieniany od 10 wieków. Dodatkowo refleksje wzbudza świadomość, że pod podłogą krypty znajduje się miejsce wiecznego spoczynku kilku setek benedyktynów, którzy żyli i krzątali się po tym klasztorze przez 8 wieków.


Przemierzając długie klasztorne korytarze ma się wrażenie, że któryś z tych mnichów zaraz się na nich pojawi.







Z pewnością sprzyjają temu wrażeniu inscenizacje organizowane przez gospodarzy klasztoru na wirydarzu, czyli wewnętrznym dziedzińcu. Niestety takie inscenizacje odbywają się przeważnie latem, więc ich nie widziałem i opisać nie mogę. 

 Doskonale widać klasztor po obejściu jeziora mogileńskiego. Znajduje się tutaj duży cmentarz i nie tylko dobrze widać stąd klasztor ale również wyraźnie słychać śpiew rozlegający się z klasztoru podczas odprawianych w nim oryginalnych nabożeństw.








sobota, 20 listopada 2010

Beskid Żywiecki

W moim przypadku wyprawa w góry to co najmniej 7 godzin podróży w jedną stronę . Zazwyczaj jeździmy małą  grupą w weekend i na miejscu mamy czas bardzo ograniczony. Beskidzkie szlaki są jednak warte tego, żeby się na nich znaleźć


Starczyło nam czasu na odwiedzenie Worka Raczańskiego,










Babiej Góry,





Hali Krupowej



i Pilska.



Na beskidzkich szlakach obcy ludzie mówią sobie „dzień dobry” i życzą sobie nawzajem powodzenia, nie rzucają naokoło śmieci, czują się z górami związani, traktują je chyba jak coś swojego. To właśnie ten, taki jakiś intymny związek ludzi z górami, stwarza niepowtarzalny górski klimat. Mijane osoby nie miały słuchawek w uszach tylko wchłaniały górską ciszę.
We wszystkich schroniskach oddzielonych od szosy trudnym terenem, przez który wiedzie ciężki szlak, jest niepowtarzalna atmosfera wspólnoty przypadkowych osób. Tak właśnie było w schronisku na Rycerzowej, akurat trafiliśmy na duży tłok młodych ludzi i ekipę studentów z gitarą. Atmosfera była bardzo „górska” i przyjemna, chociaż przyszło nam spać na podłodze. Podobny klimat – prawdziwego górskiego schroniska był na Hali Krupowej, załapaliśmy się tam na łoóżka, zapewne tylko dzięki telefonicznej rezerwacji.



poniedziałek, 8 listopada 2010

Grudziądzka jaskinia

Wycieczka miała wieść szlakiem jaskiń grudziądzkich, tymczasem zaczęła się od zwiedzania portu śródlądowego w Chełmnie, dawnej bazy remontowej Żeglugi Bydgoskiej.

Kiedyś w latach 80-siątych, spędziłem w tym porcie, wraz z barką na której pływałem prawie 2 miesiące i miałem obcykane wszystkie ówczesne opcje dojazdu do tego odludnego miejsca. Obecnie port jest w prywatnych rękach, a obok niego znalazła sobie miejsce firma wydobywająca żwir z dna Wisły.

Chełmno znajduje się na wzniesieniu po drugiej stronie rzeki i z portu można podziwiać jego panoramę.

Z portu pojechaliśmy obejrzeć jeden z fortów grudziądzkich

i znajdującą się w pobliżu niego jaskinię.

W dalszej części wycieczki zwiedziliśmy kościółek gotycki w Mokrem,

ruiny zamku w Pokrzywnie

Radzyń Chełmiński

i przepiękny kościółek w Wabczu.

poniedziałek, 23 sierpnia 2010

Przybysz z kosmosu

Podczas budowy linii kolejowej w okolicy Kozłowa w 1850 roku został znaleziony przez robotników dziwny kamień nieproporcjonalnie ciężki w stosunku do swojej wielkości. Właśnie ta jego niezwykła waga (ponad 20 kg) była powodem dostarczenia go do biura budowy, gdzie stwierdzono, że jest to meteoryt, który później nazwano „Schwetz” od nazwy miasta najbliższego miejscu wydobycia. Dzisiaj miasto nazywa się Świecie.

W celu upamiętnienia tego wydarzenia, dzięki staraniom sołtysa odsłonięto w ubiegłą sobotę skromny pomnik. Na uroczystość odsłonięcia przybyło sporo ludzi, część przyjechała autokarem i samochodami, a niektórzy przypłynęli kajakami. Oprócz oficjalnych gości pojawili się również przedstawiciele TVB i Gazety Pomorskiej.

 

 





Odsłonięcie pomnika zostało połączone z zorganizowaniem na zamku w Świeciu pikniku meteorytowego. Uczestnicy pikniku mieli możliwość wysłuchania prelekcji kolekcjonerów meteorytów i koncertu muzyki elektronicznej oraz obejrzenia kolekcji meteorytów, między innymi fragmentu meteorytu „Świecie”. Poza tym wszyscy chętni mogli prowadzić obserwację tarczy słonecznej przez ustawiony na wieży zamku teleskop udostępniony przez planetarium olsztyńskie.

Po zapadnięciu ciemności przybyli licznie chętni do obserwacji nocnego nieba. Dzięki temu że wieczór był prawie bezchmurny, można było obserwować księżyc, Jowisz i gwiazdy. Do teleskopu na wieży oraz kilku teleskopów na dziedzińcu zamku do późnych godzin wieczornych ustawiały się kolejki obserwatorów.

 



 

poniedziałek, 21 czerwca 2010

Ratusz - fundamenty

Gdy oglądamy nasz rozkopany rynek i patrzymy na wyłaniające się w wykopach XVII, a częściowo może nawet XVI wieczne fundamenty bydgoskiego ratusza przychodzą nam do głowy różne refleksje i fantastyczne pomysły.


Skoro już ponosimy koszty wykopalisk i odkopujemy podziemne pomieszczenia dawnego ratusza, które użytkowali XVII-wieczni bydgoszczanie 400 lat temu jako więzienie lub magazyny to czy musimy je później z powrotem zakopać? Przecież współczesna technologia budownictwa umożliwia wyeksponowanie wykopalisk bez zakłócania funkcjonalności rynku. Można przecież po wybraniu ziemi z kilku pomieszczeń przykryć je zbrojonym stropem z wprawionymi szklanymi kaflami, przez które można by było zaglądać do historycznych pomieszczeń podświetlonych i ucharakteryzowanych na przykład na lochy.

Dwa tunele pomiędzy wykopaliskami, a piwnicami najbliżej stojących kamienic załatwiłyby problem wentylacji, dostępu służb technicznych i oprowadzanie zwiedzających. To by dopiero była atrakcja. Podobnej nie ma ani w słynącym z zabytków Toruniu, ani w żadnym innym polskim mieście. Kilka podobnych ekspozycji widziałem za granicą. Bydgoszcz zasłynęłaby jako ewenement w Polsce.