We
wsi Złotowo, 4 km od Lubawy znajduje się przedziwny drewniany kościółek pod
wezwaniem świętej Barbary. Nietypowy jest zarówno jego kształt jak i fakt, że
ceglana dzwonnica stoi obok. Msze święte odprawiane są w nim rzadko, ale można
zajrzeć do wnętrza przez szybkę w drzwiach, co też zrobiłem.
Inny
drewniany kościółek, również pod wezwaniem świętej Barbary stoi w samej
Lubawie. Podobnie jak ten powyżej pochodzi z XVIII wieku. Jego kształt jest dla
takich kościółków typowy ale i tak jest śliczny. Stoi niby w mieście, ale tak
naprawdę to poza dawnymi murami obronnymi. Dlaczego? Otóż ten kościółek od
początku przypisany był do przytułku i szpitala, a takie przybytki budowano
zazwyczaj poza nurami miast. W XVIII wieku i wcześniej wiedza medyczna nie
stała na szczególnie wysokim poziomie i mieszkańcy ówczesnych miast obawiali
się zarazy. Zapewne też ta lokalizacja przesądzała o tym, że musiał on być
zbudowany z drewna. Założenia ówczesnej sztuki fortyfikacyjnej nakazywały, żeby
wszystkie obiekty znajdujące się po zewnętrznej stronie murów obronnych były
łatwe do zniszczenia. Miało to utrudnić wojskom oblężniczym budowanie
przyczółków.
Zupełnie
odmienna od polskich kościółków jest
norweska Świątynia Wang. Również cała z drewna do tego zbudowana podobno bez
użycia choćby jednego gwoździa tą samą metodą, którą wikingowie budowali swoje
słynne łodzie. Powstała jednak znacznie wcześniej niż wszystkie drewniane
kościoły zachowane w Polsce. Nie sposób przegapić tego kościółka
wchodząc do Karpacza szlakiem wiodącym na Śnieżkę. Jak wiadomo odczucie piękna
zależy od gustu, więc każdy musi sam ocenić czy mu się jakaś rzecz podoba, mnie
ten kościółek zauroczył, wydał mi się oryginalny i bajkowy.
Trwa już od XII
wieku, a od prawie 160 lat stoi w Karpaczu.
Jakimś cudem przetrwała przez wszystkie wojny,
nie spłonęła i, podczas gdy wiele innych kościołów murowanych tego okresu nie
przetrwało. W czasach kiedy przenoszono ten kościółek znad jeziora Wang
do Niemiec, a później Karpacza Wikingowie najeźdźcy – łupieżcy – żeglarze byli już
legendą. Trudno też jednoznacznie stwierdzić ile jest w tym kościółku
oryginalnych XII wiecznych elementów, a ile materiałów konserwacyjnych i
fragmentów wymienionych podczas napraw.
Przyjemnie
jest jednak wchodząc do środka pomyśleć, że przynajmniej niektóre jego części
pamiętają legendarnych norweskich żeglarzy. Być może wchodzili kiedyś przez te
same drzwi i przed mszą składali swoje miecze i topory w
korytarzu ciągnącym się wokół kościoła.
O
tym, że świątynia jest przyczółkiem Wikingów na Śląsku zdaje się świadczyć
wiele elementów wystroju zewnętrznego, które nawiązują do skandynawskiego kultu
Odyna. Zwłaszcza gdy spojrzy się na świątynię z boku zwracają uwagę odstające
elementy przypominające bukszpryty długich łodzi Wikingów.Można
przypuszczać, w czasach, gdy budowano
ten kościółek wczesne chrześcijaństwo w krajach skandynawskich przeplatało się
z wiarą w Walhalię, tworząc swoistą mieszankę.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz