niedziela, 13 listopada 2011

Łąki Bratiańskie

Z samego sanktuarium w Łąkach Bratiańskich nie zostało dzisiaj dużo, ot brama wjazdowa i studnia. Kult Matki Boskiej Łąkowskiej jednak przetrwał i odradza się, a jej cudowna figura znajduje się obecnie w bazylice w Nowym Mieście Lubawskim. Jej kult sięga czasów krzyżackich, którzy szczególnie mieli w poważaniu Najświętszą Marię Pannę, bo była ich patronką. Nie przypuszczałem jednak, że kult Łąkowskiej Pani miał tak wielki zasięg, iż do Łąk Bratiańskich przylgnęła w XVIII wieku nazwa pruskiej Częstochowy. Pielgrzymowali do nich wierni z Kaszub, Borów Tucholskich, Warmii i Mazowsza. Wystarczy spojrzeć na mapę, żeby zobaczyć jaką długą drogę musiał pokonać taki pątnik z ziemi bytowskiej na przykład do miejsca kultu. W XVIII wieku! Nie było przecież wtedy kolei, ani mostu na Wiśle.





Oficjalnie patronem Nowego Miasta Lubawskiego i bazyliki jest święty Tomasz Apostoł, został on jednak całkowicie zdominowany przez Łąkowską Panią. Tylko o niej mówi proboszcz, do niej modlą się wierni i ona króluje na ołtarzu głównym. Bazylika jest tak bogato zdobiona i jest w niej tyle autentycznych zabytków, że wystarczyłoby tego do wyposażenia kilku innych kościołów.






W samym miasteczku zachowała się część średniowiecznych murów obronnych i niektóre z bram wjazdowych. Na środku rynku stoi budynek, który wygląda jak kościół i zapewne kiedyś był kościołem ale napis nad wejściem do niego głosi, że mieści się w nim teraz kino „Harmonia”.









niedziela, 9 października 2011

Karkonosze


Karkonoskie szlaki nie są może szczególnie forsowne, zdrowa osoba powie nawet, że są bardzo lekkie i łatwe. Tak się jednak składa, że przy moim stanie zdrowia pokonanie nawet łatwego szlaku w górach jest wielkim wyczynem. Zapewne w ogóle nie zdecydowałbym się na górską wędrówkę bez grupy towarzyszy, na których pomoc mogę liczyć i których nie drażnią moje ograniczenia i marne tempo marszu. No i bez brata, który wspiera mnie na każdym kroku i podnosi na duchu mówiąc w trudnych chwilach: „dasz radę”.

Droga z Karpacza na Przełęcz Sowią dała mi trochę popalić zwłaszcza, zwłaszcza, że przypuściliśmy szturm bezpośrednio po przyjeździe, więc po nieprzespanej nocy, dlatego z ulgą powitałem widok czeskiego schroniska, w którym spędziliśmy pierwszą noc.

Wszystkie trudy wędrówki całkowicie rekompensowały wspaniałe widoki.

Następnego dnia ze świeżymi siłami ruszyliśmy dalej w kierunku Śnieżki, którą niebawem ujrzeliśmy.

Nogi wprawdzie odmawiały mi posłuszeństwa, bo część podejścia była dla mnie ciężka, ale gdy zobaczyłem, że szczyt jest już naprawdę blisko, zawziąłem się. Powiedziałem sobie, że skoro doszedłem już tak daleko, muszę na Śnieżkę wejść, choćbym miał odgryźć własny język. Powolutku, oglądając się co chwilę za siebie na przebyty szlak ruszyliśmy do ostatniego szturmu. Okazało się, że widoki ze szczytu góry są bezcenne, dlatego warto było wleźć na samą górę, przecież głównie dla tych widoków każdy z nas tu wchodził. Niestety okazało się również, że skończył się towarzyszący nam dotychczas brak ludzi. Błoga cisza i spokój gór stały się przeszłością, zastąpił go gęsty tłum i gwar.

Szlak przez Przełęcz Sowią nie jest trudny dla zdrowych ludzi, jest jednak rzadko uczęszczany, bo turyści są wygodni i nie mają czasu, najchętniej jeździliby w góry samochodem. Dzięki temu to podejście na Śnieżkę zachowało klimat prawdziwego górskiego szlaku. Na Śnieżkę wiedzie z samego Karpacza brukowana droga, którą w każdy weekend wchodzi na górę około 10 tysięcy osób.

CDN

niedziela, 24 lipca 2011

Przezmark. Warownia na półwyspie


Wieżę nad Przezmarkiem zbudowaną przez krzyżaków ujrzeliśmy już z daleka, z szosy, tylko ona przetrwała do dzisiejszych czasów z ogromnego zamku, który kiedyś zajmował cały półwysep na jeziorze. Obecnie wzniesienie zajmujące cały półwysep jest zarośnięte i pokryte gruzami, gdzieniegdzie tylko można się natknąć na resztki murów i fragmenty lochów. Kiedyś całe zamczysko było nie tylko rozległe ale i wyniosłe, wysokie co najmniej na 6 pięter o czym świadczy zachowana baszta.





Z jej najwyższego piętra doskonale widać najbliższą okolicę





I jezioro.



Samotna baszta była kiedyś jedną z dwóch wież przedzamcza, powierzchnia którą zajmuje stanowi około 1% powierzchni całego zamku, łatwo więc wyobrazić sobie jaki był ogromny. Pomaga to zrozumieć poniższa makieta.



Pomimo częstego przechodzenia z rąk do rąk zamek jakoś przetrwał okresy konfliktów polsko – krzyżackich i czasy potopu, gdy znalazł się w rękach szwedzkich. Działania wojenne nie były przyczyną jego zagłady. Można powiedzieć, że jego destrukcję spowodował raczej długi okres pokoju. W XVIII wieku zamek przestał być potrzebny, nikt w nim nie mieszkał, a ponieważ potrzebny był budulec na folwarki i kościoły... W ten sposób twierdza, która przez 400 lat służyła w różnych wojnach została „pokojowo” rozebrana.
W 2000 roku cały półwysep, wraz z ocalałą wieżą zakupili od lokalnego samorządu państwo Jolanta i Ryszard von Pilachowscy. Każdy kto poznał pana Ryszarda wie, że jest on zagorzałym pasjonatem historii. Jego marzeniem było posiadanie zabytku i to marzenie się spełniło.



Mieszka na terenie zamku w domku postawionym na krzyżackich fundamentach.



Chciałby odtworzyć całe przedzamcze i jest w nim dużo optymizmu, chociaż jak sam żartuje, żeby mógł wszystko doprowadzić do takiego stanu jakby chciał, musiałby być właścicielem dwóch szybów naftowych w Kuwejcie. Miał już pierwsze tarcia z konserwatorem zabytków. Swoją drogą to dość dziwne, bo taki konserwator nigdy dla zamku nic nie zrobił ale gdy tylko ktoś się nim zajął, zaczyna przeszkadzać. Czyżby zależało mu na tym, żeby wszystko zostało po staremu?, a może nasze przepisy są mało realistyczne, bo chyba nie ma sensu w przypadku takiej ruiny odbudowywanie pierwowzoru. Tak czy owak pan Ryszard jest dobrej myśli i kontynuuje porządkowanie oraz remont wieży i odbudowę. Włożył już w to wiele starań, serca i pieniędzy. Zgromadził wiele przedmiotów związanych ze średniowieczem i nie tylko, przeważnie są to repliki. Jest bardzo gościnny, nie pobiera ustalonych opłat, każdy wrzuca do skarbonki według własnego uznania. Gospodarz z dumą oprowadza zwiedzających po pięciokondygnacyjnej wieży.



Repliki broni

Stół z pucharami



Można powiedzieć, że pan Ryszard tworzy nową historię tego miejsca i dąży do tego, żeby stworzyć w Przezmaku perłę regionu, dlatego trochę się zdziwiłem, że informacji o zamku nie ma w lokalnych folderach turystycznych.

czwartek, 23 czerwca 2011

Zamek w Szymbarku

Od zewnątrz prezentuje się imponująco, bardzo wysokie mury i droga dojazdowa wyposażona kiedyś w most zwodzony. Szokuje swoim ogromem, stoi właściwie na pustkowiu wśród lasów i jezior w oddaleniu od jakichkolwiek miejscowości, daleko od ważniejszych dróg.





Na próżno można by w nim szukać dwóch takich samych baszt, bo każda jest budowana w innym stylu. Być może dlatego, że budowano go dość długo, a w tym czasie zmieniały się zasady obronności i kolejne baszty stawiano w myśl nowych wymogów.



Możliwe jest także to, że dużą rolę odegrały liczne przebudowy dokonywane w XVI i XVIII wieku w celu uczynienia z zamku jak najwygodniejszej rezydencji. W założeniu i w pierwotnej wersji, czyli w XIV wieku zamek miał mieć funkcje obronne. O ile wiadomo nie doszło jednak nigdy do oblężenia i obrony. Dlatego zamek powoli zmieniał się w typową rezydencję, pełnił rolę siedziby rodu, oryginalnego pałacu. W murach obronnych zamiast strzelnic wybito wygodne okna,





A po rezygnacji z mostu zwodzonego zbudowano szeroki podjazd do bramy dogodny dla powozów. Brama jest umieszczona wysoko, ponieważ dziedziniec wewnątrz murów położony jest znacznie wyżej niż grunt pod murami. Krzyżacy budując zamek sprytnie wykorzystali wzgórze, obudowali je murem zewnętrznym, a następnie zniwelowali grunt w środku, między murami.





Po wejściu na dziedziniec zamek przestaje wyglądać oszałamiająco, robi raczej przygnębiające wrażenie. Nie chce się wierzyć, że większa część tego dziedzińca była do1945 roku zabudowana. Przez część XVIII, cały XIX i początek XX wieku, a więc około 200 lat zamek był siedzibą bogatej pruskiej rodziny. Przez cały ten czas upiększali go i gromadzili w nim dzieła sztuki, w zamku były 52 pokoje, ogromna biblioteka sala teatralna, oranżeria, a pod zamkiem ogród i korty tenisowe.






Wszystko to przetrwało do II wojny światowej, przetrwało także prawie całą wojnę i stacjonowanie różnych jednostek niemieckich. Nie przetrwało niestety krótkiego okresu, na który zajęła zamek Armia Czerwona. Żołnierze radzieccy nie prowadzili na zamku żadnych działań militarnych (chociaż trudno w to uwierzyć oglądając ruiny) oni tam tylko stacjonowali. Wandalizmem i dewastowaniem zajmowali się zapewne dla zabawy albo z wrodzonej inteligencji. Zniszczyli wszystko co nie dało się wydłubać, odłupać, wywieźć, a później jeszcze pozostałości podpalili i powysadzali.





Nie pomógł także zamkowi okres PRL-u i zapobiegliwość okolicznych chłopów, kto wie w ilu domach i oborach kryją się pod tynkiem krzyżackie cegły. Zapewne nie pomoże zamkowi fakt, że jego właścicielem został prywatny przedsiębiorca. No bo co on niby może z nim zrobić/

wtorek, 14 czerwca 2011

Najpiękniejszy widok na Świecie

Chełmno i Świecie to dwa konkurujące ze sobą miasta rozłożone naprzeciwko siebie po dwóch stronach Wisły. Chełmno to miasto z wieloma zabytkami i bogatą historią, wiele miast w Polsce powstawało na prawie chełmińskim. Świecie zawsze było mniejsze i skromniejsze, dopiero w latach 60-siątych XX wieku przerosło ostatecznie rywala. Stało się tak za sprawą największego w naszym kraju kombinatu papierniczego zbudowanego właśnie w Świeciu, a właściwie obok, bo kombinat zajmuje ogromną powierzchnię. Poza tym strasznie smrodził, były dni kiedy czuć było odór świeckich Zakładów Celulozy i Papieru w odległej o 46 kilometrów Bydgoszczy. Dodatkowym hitem tamtych pięknych czasów był fakt, że drewno do produkcji papieru wożono do Świecia z Bieszczad. Tak, tak w PRL-u nie było bezrobocia, a państwo dbało o to, żeby kolej miała co robić. Kombinat powstał głównie po to, żeby dać pracę okolicznym mieszkańcom. Mało było w Świeciu rodzin, których przynajmniej jeden z członków nie pracował w tym kombinacie. W takim Swieciu dorastałem i takie Świecie pamiętam, kiedyś gdy byłem w Chełmnie jeden z kolegów zaprowadził mnie w miejsce skąd roztaczał się „najpiękniejszy widok na Świecie”



Tak naprawdę to widok wcale nie jest szczególny, bo większa część Świecia położona jest w dolinie i w głębi duszy zawsze jako Świeciak zazdrościłem Chełmnu pięknej panoramy. Miasto położone jest na wzgórzu, które stanowi wysoki brzeg doliny Wisły i zabytkowe budowle są doskonale widoczne na tle nieba.



Nie byłoby może w Świeciu nic godnego uwagi, w miasteczku znajduje się wprawdzie schludny ryneczek



z ratuszem, który pamięta czasy, gdy biurokracja była jeszcze w powijakach,





pomyśleć tylko, że w tym małym budyneczku mieścili się wszyscy urzędnicy miejscy, ale co poza tym w Świeciu?






No właśnie poza tym w Świeciu, a właściwie to w miejscu gdzie kiedyś się ono znajdowało, czyli w widłach Wisły i Wdy, znajdują się pozostałości i to nawet nieźle zachowane po warowni krzyżackiej. Sam zamek wydaje się być potężny, a wieża góruje na okolicą. Z jej szczytu rozciąga się widok na miasto, które przeniosło się już dawno na drugą stronę Wdy, żeby uniknąć zalewania przez dwie rzeki.






We wnętrzu zamku jest prowizorycznie urządzona sala projekcyjna i scena oraz małe muzeum. Burmistrz Świecia chciałby tam urządzić centrum konferencyjno hotelowe jednak stanęło mu na drodze malutkie zwierzątko. Okazuje się, że zamek wykorzystują jako zimowisko nietoperze nocek duży i mapek, zwłaszcza ten ostatni jest unikatem w skali Europy, zagrożony wyginięciem. Niełatwo więc będzie burmistrzowi uzyskać dotację na remont zamku z unii, bo inwestycję blokują ekolodzy.



Warto jeszcze w Świeciu obejrzeć stary gotycki kościół nazywany farą.



Znajduje się on po tej samej stronie Wdy co zamek, czyli tam gdzie kiedyś było miasto. W obecnym stanie kościół farny stanowi zlepek różnych stylów, budowany był w stylu gotyckim, później burzony i odbudowywany, uzyskał wiele elementów i cech późnobarokowych oraz renesansowych. Przez cały okres Polski Ludowej pozostawał w całkowitej ruinie, zaś od roku 1990 był intensywnie odrestaurowywany i odbywają się już w nim nabożeństwa.



Oficjalnym symbolem Świecia jest zamek, którego makieta stoi przy Urzędzie Miejskim. Twórców makiety poniosła trochę fantazja i przedstawili zamek może nie taki, jaki był w rzeczywistości, a bardziej taki, jak sobie wyobrazili. Trzeba jednak przyznać, że zamek przedstawiony za pomocą makiety wygląda bardzo atrakcyjnie i zachęca do obejrzenia oryginału, a przecież o to w końcu chodzi.