Nie do końca chyba słusznie niektóre środowiska, a nawet całe nurty polityczne gloryfikują i kultywują polską rzeczywistość w okresie międzywojennym. Być może to jednak wcale nie jest dobry przykład do naśladowania i chyba nie za taką Polską tęsknimy. W II Rzeczpospolitej żyło kilka narodów tolerancja dla mniejszości narodowych nie istniała. Demokracja była w tamtym, czasie dość słaba, krytykowanie władzy nie było zdrowe i groziło zamknięciem w legendarnej Berezie Kartuskiej. Kraj był skłócony ze wszystkimi sąsiadami, a armia była wyposażona w przestarzały sprzęt. Inwestycje i budowy wlokły się latami, polityki socjalnej prawie nie było, brakowało mieszkań i pracy a służba zdrowia była dostępna dla dosyć małego grona osób. Dużo za to było afer politycznych, do dziś wszyscy śmieją się z „kariery Nikodema Dymy”. Autor dość wiernie przedstawił w powieści funkcjonowanie ówczesnych elit politycznych, chociaż później prawie zapłacił za to życiem.
Międzywojnie fajnie wygląda na filmach z tego okresu, chociaż te filmy odnoszą się głównie do miasta Warszawy, a i w Warszawie wcale nie wyglądało tak pięknie jak na filmach. Wiadomo przecież, że wytwórnie filmowe nie mogły działać bez akceptacji władz, więc było w tych filmach 0 polityki i wszystko musiało być cacy. Nie zajmowano się w nich szalejącym wtedy w całej Polsce bezrobociem, brakiem mieszkań i bezdomnością, ani problemami żydowskimi. Przejaskrawiono w nich natomiast kwestię emancypacji kobiet. Lata międzywojenne to nie był jeszcze ten okres, w którym kobiety odgrywałyby jakąś rolę w życiu publicznym, zwłaszcza w katolickiej Warszawie. O słynnych filmowych kodeksach złoczyńców też wiemy tylko z filmów i powieści, a jak było naprawdę? Czytając gazety z tamtego okresu można wyrobić sobie nieco inne zdanie.
Analizując informacje o okresie międzywojennym w moim
mieście przekonałem się, że jego dzieje są niepodobne zupełnie do tego w
Warszawie. Wygląda na to, że Bydgoszcz miała swoje własne oryginalne międzywojnie,
które przebiegało zupełnie odmiennie niż w innych miastach.
Po I wojnie, gdy pierwszy raz po 1,5 wiecznej nieobecności
weszło do miasta Wojsko Polskie, kilkadziesiąt tysięcy Niemców opuściło
Bydgoszcz. Uciekli głównie ci, których nic w mieście nie trzymało, nie mieli
kamienic, ani innych nieruchomości, sklepów, firm, itp. Wielu jednak Niemców
pozostało, bo w tym mieście się urodzili, dorobili, w tym mieście mieli swój
dobytek, swoje kamienice, domy towarowe, sklepy, fabryki. Ze względu na
zmniejszenie liczby mieszkańców zwiększyła się w Bydgoszczy podaż mieszkań,
które potaniały, oraz powstał ogromny popyt na polskich prawników, lekarzy,
nauczycieli, urzędników i innych
specjalistów.
W związku z tym, że miasto było do tej pory niemieckie,
trzeba było z niczego stworzyć polskie szkolnictwo, polski magistrat i
wszystkie służby komunalne obsługujące gazownię, elektrownię, wodociągi, itd.
Napłynęło więc do Bydgoszczy sporo ludności z Polski centralnej, południowej i
kresów. Byli to przeważnie katolicy, którzy mieli się za prawdziwszych Polaków
niż polscy Bydgoszczanie. Przy tym byli to przeważnie ludzie bez dorobku, bo
jeżeli ktoś miał dobrze prosperującą praktykę lub intratną posadę w innym
mieście to przecież jej nie porzucał, żeby przyjechać do Bydgoszczy. Miejscowi
Bydgoszczanie nazywali tych ludzi pogardliwie – bose antki.
Tak to trwało w Bydgoszczy przez całe międzywojnie – jedni
Polacy, drudzy Polacy, skłóceni i konkurujący ze sobą. Dodatkowo podział
pogłębiała wiara, bo chociaż w większości starzy Bydgoszczanie byli katolikami
to kościół katolicki przed 1920 rokiem nie miał mocnej pozycji w ewangelickim
mieście. Kościołów było w Bydgoszczy
mniej więcej tyle samo katolickich co ewangelickich, dlatego wielką wagę
przykładały nowe władze do budowy bazyliki, którą budowano aż do wybuchu II
wojny.
Mniejszość niemiecka była bardzo skonsolidowana. Byli to przeważnie bogaci przedsiębiorcy, którzy mieli liczne powiązania handlowe z Niemcami za pobliską granicą. Zupełnie tak samo jak niedawno większość rosyjska w ukraińskim Doniecku. Presja mniejszości niemieckiej była w Bydgoszczy duża, wszystkie reklamy i szyldy były pisane w dwóch językach, funkcjonowały w świadomości mieszkańców niemieckie nazwy ulic. Obok gazet polskich funkcjonowały niemieckie Dla upewnienia mieszkańców po, której stronie granicy miasto się znajduje i uspokojenia antypolskich nastrojów Wojsko Polskie organizowało przemarsze i defilady.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz